sobota, 26 czerwca 2010

Circle of Ouroborus - Tree of Knowledge (2009)


Circle of Ouroborus wrzucam w player już od paru miesięcy. Średnio co kilka tygodni przeglądam dysk i "szukam tego pseudoblackmjetalu co brzmi jak Joy Division" - za nic nie mogę zapamiętać ich nazwy. Teraz se zrobię ściągę.


Nie jest to pierwsza próba wszczepienia w metal soundu a'la Joy Division, ale z tych prób, których słuchałem jedyna naprawdę udana. Oczywiście okolice dakrwave, postpunkowe mroki itd, w naturalny sposób towarzyszą wielu projektom z okolic shoejgzowego BM - ze względu na atmosferę i ambientowość samego shoegaze jest to nieuniknione - ale tu mamy zdecydowanie sprecyzowane odwołanie do samej genezy. Oczywiście nie jest to nic wybitnego i wiekopomnego, ale głupio też byłoby tak oczywistemu nawiązaniu zarzucać brak oryginalności. To może nie pierwszoligowa i trochę przydługa, ale dobra płyta, o której istnieniu się nie zapomina . Gorzej z nazwą...

środa, 23 czerwca 2010

ANBB - Blixa Bargeld + Alva Noto - 09/28/07/ At Recombinant Media Labs [Bootleg]



Dwudziestominutowy bootleg potwierdzający moje przypuszczenia co do występów tej uroczej pary. Bardziej awangardowy, przez co - dla mnie - ciekawszy i przede wszystkim pokazujący co mogło by być gdyby Blixa zaszalał na Ret Marut Handshake. Obydwaj panowie sprawiają wrażenie zgranego i niebojącego się pojechania po bandzie duetu. Co ciekawe, w żadnym stopniu nie można tu mówić o przytłoczeniu muzyki Noto przez szalejącego Blixe - mimo tego, że daje popis którego zdecydowanie zabrakło mi na oficjalnym nagraniu. Powtórzę się, ale naprawdę szkoda że tak wyszło... Aż dodam tag 'pop' do poprzedniego wpisu. Nie mam pojęcia, dlaczego to co mamy na Ret Marut to tak mało odważny i zachowawczy materiał... "Zachowawczy"? No właśnie - co w ich przypadku znaczy "zachowawczy"? Przecie nie tego od nich oczekujemy... No ale nie ważne. Z niecierpliwością czekam na ich poznański występ.

Btw. Ktoś się wybiera (z okolic Wrocławia najlepiej - ale troszkę dalsze okolice, czy zabranie mnie po drodze też by mi raczej odpowiadało) autem na 3 Decades Of Einstürzende Neubauten do Pragi ? Jeśli tak to proszę o cynk...


niedziela, 20 czerwca 2010

ANBB [alva noto & blixa bargeld ] - ret marut handshake EP [2010]


Ledwie wczoraj marudziłem, że nic mnie nie dotyka ostatnio, a tu taka niespodzianka... To nie jest tak dobra rzecz jak kolaboracje Noto/Sakamoto, ale zdecydowanie miło się tego słucha. Głównie dlatego, że obydwu słodziaków łyżkami można jeść.

Sytuacja wygląda tak, że Blixa zagęszcza odczłowieczoną muzykę Alva Noto i nadaje jej ciepła, ale w zupełnie inny sposób, niż robił to wspomniany Sakamoto. To co tu mamy to zdecydowanie zbiór piosenek - raz kraftwerkopodobych w idei, raz nieco triphopowych - ale jednak piosenek. Wszystko wieńczy gliczowata parafraza amerykańskiego early folkowego klasyka: I wish i was a mole in the ground.

Niestety, Blixa się hamuje, żeby nie przytłoczyć Noto i nie próbuje "być instrumentem" (tylko w One daje niewielki popis). Szkoda. Szkoda też, że ta niespełna 20 minutowa EPka jest bardziej samplem reklamującym koncertowy związek obu panów, niż czymś poważniejszym. Swoją drogą zagrają 18 września w Poznaniu... Ja na pewno się tam zjawię. Mając w pamięci to, co Blixa pokazał we Wrocku z programem reede/speech* jestem pewien, że lajv będzie cięższym kalibrem niż to nagranie.

*Swoją drogą tam słyszałem jego wersje mole in the ground poraz pierwszy - i jeśli mam byc szczery, to tamta wersja była dużo lepsza.

Myspace

próbka

buy/kup
(ni wiem, chyba tu...)

poznański koncert

sobota, 19 czerwca 2010

Harvestman - Lashing the Rye (2005)



Sypało ostatnio znakomitymi płytami, sypało, sypało, aż kibel się zatkał. W playerze gości u mnie dużo staffu (starszego i nowszego), ale niewiele zostaje tam na dłużej. Organizm ignoruje słabszy towar...


...Ale akurat od tej płyty nie mogę się uwolnić. Podrzucił mi ją ktoś mający równie wielkie zaległości w pobocznych projektach Von Tilla(klik) co ja. Miały to być parafrazy folkowych klasyków, ale gdybym o tym nie wiedział, to bym tego w życiu nie odczytał. Dopiero gdy patrzę w rozpiskę widzę tytuł Jack the Orion i przypomina mi się że przecie Bert Jansch śpiewał taką piosenkę. Wszelkie notki w internecie nt tej płyty są dość zachowawcze i nikt tego (ze strachu przed kompromitacją zapewne) nie chce mi naświetlić. Wg mnie nie mamy co się oszukiwać. Nie wiem jakie były zamiary Von Tilla, ale efekt jest inny niż nagranie tributu i nie trzeba tego w jakikolwiek sposób odnosić do pierwowzorów. Tym bardziej, że koncept (mówię o tematyce tej podróży) nie jest ostatecznie sprecyzowany. Wydaje mi się, że tradycyjne folkowe tytuły funkcjonują tu obok psych-folkowych przełomu 60/70. Ostatecznie, nie ma to prawie nic wspólnego ani z jednym, ani z drugim. Za wyjątkiem dwukrotnego udziału kobzy, dosłownych śladów folku trudno tu szukać, a oprócz dwunastominutowego Surround Me żadnej z tych kompozycji nie da się nazwać piosenką. Duża cześć materiału to dronowe suity połączone z floydowskimi przestrzeniami ( tak, tak... Zresztą Von Till przyznaje się do fascynacji floydami - palec w oko floydowym hejterom). Druga dostrzegalna tendencja jest zdecydowanie bardziej oszczędna i awangardowa, ociera się momentami o ambient a często nawet przypomina kraut okolic Popol Vuh ( np Shepp-Crook and Black Dog brzmi jak dźwignięty wprost z ich repertuaru ). Ze strzępków informacji jakie znalazłem w internecie dowiedziałem się że nagrywanie tej płyty było dla Tilla sprawdzeniem możliwości studyjnych zabawek. Zapewne stworzył coś, czego by sam chciał posłuchać i tak się fajnie składa że ja też chcę tego słuchać.

próbka 1

próbka 2

kupić się już chyba nie da... tzn pewnie na ebaju się pojawia.

ps. jesli ktoś jest mi wstanie naświetlić więcej nt zawartości tej płyty to chętnie przeczytam.

edit : szperam dalej za jakimiś info nt tej płyty i trafiłem na ten wywiad(klik) .Sam Von Till mówi o tej płycie:

"Well, the first one was sort of like my first solo album. I didn't have a project in mind, I just had a collection of recordings from over the years of strange stuff that wasn't Neurosis, wasn't Tribes of Neurot, wasn't Steve Von Till songwriting stuff. After a while it took shape and I realized there was a body of work there that was leaning more towards a guitar-based home-recorded psychedelic tribute to European folk songs and folklore and Celtic and Germanic mythology, taking all the things I was interested in and filtering it through traditional filters but coming up with something (laughs) very unorthodox as far as a tribute to traditional music might go. While it looks towards European folklore and folk songs and folk music, it also looks towards what I like about what I think is modern Celtic and Germanic folk music: the krautrock, the space rock, the psychedelic music of the free festivals in England and the folk rock revival of the '70s. How those things inspire me, putting it through my own filter of using my home studio as an instrument to create these strange pieces of music."

środa, 9 czerwca 2010

Current 93 - Haunted Waves, Moving Graves (2010)


Coś nie doczytałem i byłem pewien, że ta płyta będzie przemiśkowanym materiałem z Baalstorm, Sing Omega. Byłem bardzo zdziwiony, gdy wrzuciłem ją do playera i nie usłyszałem piosenek. Tibet znowu mnie zaskoczył. Zaczyna mniej więcej tam gdzie przed chwilą skończył i eksploruje morski dron, który wieńczył jego ostatni album.

Haunted Waves, Moving Graves to ambientowa impresja muzyczna, wygrana na szumie fal, wiolonczeli i zapętlonym fortepianie. Z jednej strony wspaniała płyta, z drugiej mogąca zawieść - szczególnie, jeśli ktoś akceptuje tylko folkowo/piosenkowe oblicze Currenta. Mimo to, zalecam odsłuch nawet (a może przede wszystkim) ludziom nie słuchającym na co dzień Tibeta - z naciskiem na miłośników ambientu i awangardy muzyki poważnej. Tym bardziej, że płyta od razu przywodzi na myśl takie dźwiękowe skarby jak Basinski, najlepsze utwory rodzimego Bionulor, prace minimalistów czy szukając bliżej - Coil z Time Machines. Dla mnie to w pewnym sensie ciekawsza rzecz niż ostatni, pełnoprawny album C93. Zalecam aplikować na spokojnie, w skupieniu albo w półśnie - który i tak jest raczej nieuniknionym efektem tej wyprawy.

środa, 2 czerwca 2010

Woven Hand - The Threshingfloor (2010)


Na Mosaic (2006) Edwards był szalenie przekonujący - ilekroć jej słucham, padam na kolana w strachu przed ogniem piekielnym i błagam Boga o wybaczenie. Gdy słucham The Threshingfloor dziękuję Bogu za to, że nie pokusiłem się o zakup oryginalnej płyty. Przykro mi, że muszę przy tym wielkim święcie robić taki zawód fanom WH, ale naprawdę nie polecam. To smutny moment, gdy zawodzi cię twój bohater. Czy to Batman, Miś z okienka czy ortodoksyjny katol z bandżo. Co za różnica?


Jestem, a raczej byłem, oddanym fanem Woven Hand. A to w żaden sposób nie pozwala mi pogodzić się z faktem, że Edwards nagrywa ostatnio bardzo cienkie płyty. Poprzednia(Ten Stones) przeleciała zaledwie dwa razy przez mój player. Tej słuchałem trochę więcej, ale dobrze i tak nie jest. Przeciętnie, bez polotu i pomysłu. Podejrzewam, że Edwards po prostu się wypalił . Zgubił gdzieś po drodze swoją pasję i autentyzm. Cała siła jego najlepszej płyty - Mosaic - drzemała w konceptualizmie, gdy z nią obcowaliśmy mieliśmy wrażenie dzieła skończonego. Natomiast The Threshingfloor brzmi jak zbiór średnich piosenek, pośród których najbardziej w ucho rzuca się tylko jedna - Denver City. Prawdopodobnie dlatego, że to bardzo mało "wovenhandowy" track. Mimo jakichś siedmiu odsłuchów nie pamiętam właściwie żadnego innego tytułu. Reszta to takie "ciurlikaj nocniku lalalaa". Nic więcej nie mam do dodania.

próbka 1

próbka 2
(denver city)